Robert Bogdański Robert Bogdański
1480
BLOG

Jak zrobić coś nieskutecznego i szkodliwego politycznie, czyli PiS i ordynacja

Robert Bogdański Robert Bogdański Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Pomysł, żeby zrobić coś z samorządem jest dobry. Żyjemy w przeświadczeniu, że samorząd to jest coś, co nam się najbardziej jako narodowi w ostatnim ćwierćwieczu udało, jakbyśmy nie zauważali ogromu kolesiostwa, nepotyzmu i nadużyć, niewidocznych tylko dla tych, co zachlapali sobie okulary różowym cementem. Tylko, że ograniczenie liczby kadencji, a najlepiej takie wprowadzenie tej zasady, aby zadziałała wstecz, jest co najwyżej pomysłem na wycięcie starych sitw i oczyszczenie pola dla nowych (w domyśle – swoich) ludzi. W dodatku pomysłem, który nie zadziała.

Dlaczego sądzę, że „coś” należy zrobić? Dlatego, że demokratyczna kontrola nad samorządowcami jest iluzją, poza przypadkami najbardziej rażących nadużyć, kiedy tzw. „włodarze” zgwałcą nieletnią urzędniczkę, albo ukradną w biały dzień ostatni grosz staruszce w ciąży. Wtedy istnieje szansa, że tzw. „lokalna społeczność” wzburzy się do tego stopnia, że „włodarza” usunie. Jest jeszcze druga kategoria spraw, która może spowodować kłopoty wójta, czy burmistrza: kiedy nadepnie na odcisk mieszkańcom usiłując np. zbyt poważnie podchodzić do przestrzegania przepisów dotyczących wywozu śmieci, albo palenia w kotłach oponami. Wtedy zamieni się go na kogoś, kto ma bardziej „ludzki stosunek”.

Natomiast, gdy nasz „włodarz” zachowuje się w miarę spokojnie i uprawia nepotyzm i kolesiostwo w sposób umiarkowany, a więc rzuca ochłapy wszystkim, a tylko swoim nieco większe, to wówczas ma szansę na rządzenie przez dziesięciolecia. Jeśli nie jest głupi, to ułoży sobie tzw. „robocze stosunki”  z księdzem proboszczem (nie musi być wierzący, ani praktykujący, wystarczy, gdy elegancko się ubierze i wpadnie do kościoła w czasie największych uroczystości, a już zwłaszcza, jak przyjedzie biskup). Założy sobie tzw. „gazetkę samorządową” (albo będzie sponsorował tzw. „prasę niezależną”), gdzie będzie figurował na wszystkich zdjęciach, niezależnie od tematyki. Wybuduje Aquapark, albo coś w tym rodzaju, zakupi certyfikat „Gmina przyjazna kosmitom”, lub  inny sposobny i już. Takimi prostymi zabiegami zyska miano „aktywnego  samorządowca”. Stąd już tylko  prosta droga do Sejmu, ale nic na siłę, można przecież zostać na swoim stanowisku, nikt mu nie podskoczy. A już na pewno nie „lokalna społeczność”.

A dlaczego pomysł ograniczenia liczby kadencji do  dwóch nie będzie skuteczny w tej sytuacji? To bardzo proste. Nasz „włodarz” nie występuje przecież sam. Ma syna. Albo córkę. Niech syn albo  córa wystartują w wyborach na radnego, czemu nie? To pewny kawałek chleba w dzisiejszych trudnych czasach. A z tym samym nazwiskiem wygrać łatwiej. I ludzie z szacunkiem patrzą na młode pokolenie, bo przecież tata-burmistrz może pomóc, albo zaszkodzić, więc głosują, co mają nie głosować?

A jak „włodarz” jest bezdzietny? To na pewno znajdzie się jakiś lokalny Miedwiediew, nie obawiajmy się, chętnych nie zabraknie. Więc jak się władzom PiS wydaje, że pomysł z kadencyjnością to jest dobry sposób na wymianę kadr na własne, to bardzo bym chciał zobaczyć ich miny po najbliższych wyborach, kiedy na miejsce obecnych burmistrzów z dwudziestoletnim stażem wejdą „nowi” ludzie o zadziwiająco podobnie brzmiących nazwiskach, albo karierach przebiegających w dziwnie podobny sposób, co kariery ich poprzedników…

Czy można coś zrobić? Moim zdaniem tak. Zakazać finansowania mediów z kasy samorządowej, zakazać wydawania „samorządowych gazet”, zakazać prowadzenia przez samorządy działalności gospodarczej, w tym posiadania udziałów w spółkach, zakazać zadłużania się samorządów, wprowadzić obligatoryjną kontrolę finansową ich działalności i publikować pełną informację w tej sprawie w Internecie, nasilić działania służb antykorupcyjnych i wreszcie – last but not least – oddzielić organizację wyborów od lokalnych władz. To, plus przezroczyste urny  i kamerki internetowe transmitujące głosowanie i liczenie głosów, mogą wpłynąć na zmianę. Nie muszą, ale dają szansę.

Samo wprowadzenie kadencyjności wywoła tylko wzruszenie ramion „włodarzy”, którzy podejmą przygotowania do wprowadzenia zaufanych ludzi na swoje (w znaczeniu – należące im się) stanowiska, a jednocześnie z radością będą biadać w mediach nad „antydemokratycznymi zapędami” obecnej władzy. Wygląda na to, że po raz kolejny „dobra zmiana” chce cnotę stracić, a rubelka nie zarobić…

Nie lubię stadności myślenia, więc będę przebywał raz po jednej, raz po drugiej stronie barykady.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka