Robert Bogdański Robert Bogdański
3197
BLOG

Ginąć za Hartmana?

Robert Bogdański Robert Bogdański Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 119

Konserwatywny publicysta Filip Memches został zwolniony z pracy w Polskim Radiu za to, że zaprosił do rozmowy na antenie Jana Hartmana, lewicowego filozofa. Stanowisko stracił przy okazji szef Memchesa, Krzysztof Gottesman. Wielu komentatorów zwróciło już uwagę na to, że takie posunięcie jest samobójcze dla ludzi szeroko pojętego obozu prawicy (bo, jak lewica przyjdzie do  władzy, to ich usunie powołując się na poglądy), więc nie będę szedł ich śladem. Ja chciałbym zwrócić uwagę na jeden ważny aspekt postawy szefów, którzy podjęli decyzje o pozbyciu się Memchesa i Gottesmana, a mianowicie tchórzliwość.

Otóż może się to komuś podobać, albo nie, ale redaktor naczelny, redaktor odpowiedzialny, albo jakkolwiek inaczej nazwany szef jakiegoś medium ma prawo kształtować jego politykę redakcyjną według swojego przekonania. Jeżeli jakiś rednacz zadecyduje, że na antenie nie powinny się pojawiać opinie wygłaszane przez blondynów, to tak ma być! Rednacz komunikuje swoim podwładnym swoją decyzję, a jak ktoś jej nie wykona, to może tego kogoś zwolnić. Bo on decyduje. Jak się komuś nie podoba, niech szuka innego, łagodniejszego rednacza.

Powie ktoś - dyktatura. Owszem, kierowanie redakcją jest rodzajem dyktatury. Z jednym jedynym ograniczeniem: za decyzją idzie odpowiedzialność. Wydałem decyzję, że ma nie być blondynów? Dobrze. Ale komunikuję ją wszem i wobec, bronię jej, a w razie czego ginę w jej obronie. A nie - zwalniam ludzi, którzy o mojej decyzji nie słyszeli i zgrywam obrońcę wartości (własnych), nie ponosząc w ich obronie najmniejszej odpowiedzialności. To jest chowanie się za plecami swoich ludzi, z których robi się kozłów ofiarnych.

Dziennikarz ma za zadanie pokazywać różne strony sporu, a dziennikarz medium publicznego w szczególności. Jego szef może zakreślić granice, w jakich się ten dziennikarz porusza i musi być w stanie wyjaśnić, dlaczego czyni tak, a nie inaczej. Musi też być zdolny obronić swoje stanowisko. A w ostatecznym rachunku musi ponieść konsekwencje swojej polityki. Jeżeli zasłania się swoimi podwładnymi, to postępuje tchórzliwie.

A nawiązując do tytułu: Memches nie "zginął" za Hartmana, bo się z lewicowym filozofem i kolegą Palikota głęboko nie zgadza (podobnie, jak piszący te słowa). On oddał swój etat w obronie przekonania, że dziennikarz nie może być propagandystą. Czym innym jest bowiem posiadanie poglądów i ich bronienie, a czym innym administracyjne wykluczanie ludzi, którzy inaczej myślą.


Nie lubię stadności myślenia, więc będę przebywał raz po jednej, raz po drugiej stronie barykady.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura