Robert Bogdański Robert Bogdański
2495
BLOG

Wielki powrót Simona Mola

Robert Bogdański Robert Bogdański Imigranci Obserwuj temat Obserwuj notkę 24

Simon Mol został aresztowany mniej więcej 10 lat temu, a zmarł w rok później. Oszust i  mistyfikator, który świadomie zarażał HIV dziewczyny widzące w nim dzielnego  uchodźcę walczącego z prześladowaniem w swojej ojczyźnie, a z rasizmem w Polsce. Teraz wraca. A imię jego jest Legion.

Na czym polegał fenomen Simona Mola? Na prostym zabiegu polegającym na tym, że ukrywał swoje rzeczywiste czyny i intencje za zasłoną z ideałów i szlachetnych porywów. Zmistyfikował swoją biografię: nie walczył piórem z afrykańskimi krwawymi reżimami, ale pisał w tamtejszych gazetach o piłce nożnej, ale nikomu w Polsce nie wpadło do głowy, aby to sprawdzić, bo w ten sposób naraziłby się na zarzut rasizmu. Którym zresztą Mol traktował kobiety proszące go o stosowanie prezerwatywy…

Kiedy przeczytałem w ubiegłym tygodniu upubliczniony na Facebooku przez Rafała Gawła poruszający list o poronieniu jego żony i o tym, że w kilka dni później przesłuchiwała ją Policja, poczułem w pierwszym odruchu gniew. List był napisany tak, że można było łatwo odnieść wrażenie, że działania policjantów mają związek ze śmiercią dziecka. Krótko mówiąc, że Policja sprawdzała, czy poronienie miało charakter naturalny.

Było to tak bulwersujące, że postanowiłem przeczytać list ponownie i wtedy nabrałem pewności, że obie sprawy łączył jedynie czas, nic innego. Kto jednak czyta po dwa razy dość długie i emocjonalne teksty? Pewnie niektórzy dziennikarze. Z naciskiem na „niektórzy”. Wyraźnie widać było, że Gaweł chciał świadomie wykorzystać to skojarzenie dla obrony siebie i swojej działalności. Ujmując rzecz brutalnie: chciał się zasłonić tragedią swojej żony i swojego dziecka.

Kilka dni później prowadzony przez niego Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych (nb. to nazwa brzmiąca dla ucha osób ze środowisk, które wykołysały na swej piersi Simona Mola, niczym anielskie pienia) w dramatycznym i emocjonalnym apelu opisywał policyjną rewizję, która dotyczyła wyłudzeń i malwersacji, jako akcję przeciwko aktywistom walczącym z rasizmem i ksenofobią. Skojarzenie miało być proste i jakże atrakcyjne dla wszystkich, dla których obecny rząd jest uosobieniem zła: Policja prześladuje bojowników o Dobrą Sprawę.

Nie minęło wiele czasu, a tu w mediach zaroiło się od „Dziesięciu Sierot”. Oto prezydent Sopotu postanowił okazać dobroć, a zły rząd mu to uniemożliwił. Teksty gazetowe i emocjonalne wypowiedzi celebrytów ilustrowane zdjęciami kilkuletnich rannych dzieci wbijały do głowy wszystkim, którzy zechcieli się choćby na chwilę nad nimi pochylić, że oto premier Szydło osobiście interweniowała i uniemożliwiła przyjazd do Sopotu dziesięciorga znękanych dzieci, zapewne czekających gdzieś w strasznych warunkach na zlitowanie bezdusznej działaczki PiS.

I znowu mechanizm był prosty: prezydent  Karnowski postanowił pokazać swoją szlachetność. Nie było żadnych sierot czekających na zmiłowanie premier Szydło. Była jedynie ogólna deklaracja, że miasto chętnie by przyjęło jakichś uchodźców z Syrii, na co jakiś urzędnik MSW odpowiedział przytomnie, że wyciąganie w te chwili ludzi z samej Syrii jest niezwykle trudne, natomiast rząd pomaga bezpośrednio i pośrednio uchodźcom, którzy  znajdują się w sąsiednim Libanie i taki sposób pomocy wydaje się najefektywniejszy.

I znowu: prawdziwe intencje polegające na przedstawieniu swojego ugrupowania w pozytywnym świetle i utrudnieniu życia przeciwnikom politycznym, zostały przykryte współczuciem na pokaz, świętym oburzeniem i niepowstrzymanym hejtem, tym bardziej satysfakcjonującym, że bezkarnym i dającym pozór szlachetności -  iluż hejterów wyjących o zdradzającym chrześcijańskie ideały rządzie wyobraża sobie podświadomie siebie samych jako Chrystusów kipiących słusznym oburzeniem wobec współczesnych przekupniów w Świątyni…

Simon Mol powrócił. I to powrócił w wielkim stylu…

W dodatku środowiska, które go wyhodowały, nie nauczyły się niczego. A może nie chciały się nauczyć: moralny szantaż jest przecież jakże skuteczny w społeczeństwie obdarzonym krótką, najwyżej kilkudziesięciogodzinną pamięcią? W pseudokulturze lajków jedno kliknięcie „lubię to” potrafi wielu ludziom zastąpić realne działanie i na dodatek upewnić ich o własnej moralnej wyższości. Karmienie takich instynktów jest zbyt  wielką pokusą, aby z niej zrezygnować.

Simon Mol powrócił i będziemy go spotykać coraz częściej. Nauczmy się z nim żyć, bo tak łatwo nie odejdzie. Przyzwyczajmy się do  tego, żeby gdy usłyszymy głośny krzyk pełen moralnego oburzenia, uważnie sprawdzać, jak jest naprawdę. Bo kiedy już damy się porwać stadu i popędzimy w huczącym tętencie mózgów przeciwko domniemanym "antydemokratom", "rasistom", "ksenofobom" czy "wrogom wolności", może już być za późno na powrót do samodzielnego myślenia. Wspólny wstyd ludzi, którym przydarzyło się uczestniczyć w kłamstwie jest bardzo silnym spoiwem. Simon Mol chętnie da lajka za milczenie.

Nie lubię stadności myślenia, więc będę przebywał raz po jednej, raz po drugiej stronie barykady.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka