Robert Bogdański Robert Bogdański
2091
BLOG

Efekt Franciszka?

Robert Bogdański Robert Bogdański Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 21

Wikary odprawiający poranną mszę w moim kościele parafialnym zachował się jak papież Franciszek. Po pierwsze, swoje kazanie skierował do każdego z obecnych, a nie do jakiegoś nieokreślonego zbiorowiska „wiernych”, a po drugie, na zakończenie poprosił wszystkich, aby w ciszy swojego serca odpowiedzieli na pytanie, jakie zadał na zakończenia kazania. Następnie usiadł i wytrzymał tę ciszę przez kilka minut.

Księża upodabniają się do papieży, jeśli tylko widzą w nich atrakcyjne wzory. Każdy, kto był w polskim Kościele w latach 80-tych i 90-tych, może to potwierdzić. Spotykało się wówczas bardzo wielu duchownych, którzy „lecieli Janem Pawłem”. Na ogół sprowadzało się to do naśladowania charakterystycznej melodii zdania, do stosowania zawieszonych i dźwięczących w uszach retorycznych pytań, ogólnie rzecz ujmując: do naśladowania sztafażu. Mało kto sięgał głębiej, a szkoda.

Młody ksiądz, który „poleciał Franciszkiem” uległ naśladownictwu o innym charakterze. Podobnie, jak Franciszek postanowił położyć nacisk na indywidualny charakter wiary (uwaga dla mało zorientowanych, ale chcących brylować jako znawcy katolicyzmu: „indywidualny” nie oznacza „prywatny”). Franciszek nie lubi kierować swoich katechez do wielkich zbiorowości. Nie lubi mówić o narodach, społeczeństwach. Woli mówić o pojedynczych osobach. Jeśli o coś pyta, to lubi to skonkretyzować. Wie, że ludzie bardzo chętnie ukrywają się w grupach. Mają wtedy ten komfort, że nie muszą nic robić, ale mogą się uśmiechać ze zrozumieniem.

Franciszek, podobnie, jak jego mistrz, założyciel Towarzystwa Jezusowego, Ignacy z Loyoli i jak mistrz jego mistrza, Jezus z Nazaretu, zwraca się do każdego. Dla niego nie jest ważne, co myślimy i czynimy jako „my Polacy”, albo „my wierzący w Chrystusa”. Dla niego istotne jest, aby na egzystencjalne pytanie był w stanie odpowiedzieć konkretny człowiek. Człowiek mający imię i nazwisko. Ja.

Jeżeli księża zaczną po Światowych Dniach Młodzieży „lecieć Franciszkiem” w taki właśnie sposób, jak to uczynił mój wikary, wówczas jest nadzieja, że wystąpi prawdziwy „efekt Franciszka”. Ja mam nadzieję.

Nie lubię stadności myślenia, więc będę przebywał raz po jednej, raz po drugiej stronie barykady.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo