Robert Bogdański Robert Bogdański
4812
BLOG

Dlaczego nie potrafimy ze sobą rozmawiać?

Robert Bogdański Robert Bogdański Polityka Obserwuj notkę 133

Przestajemy ze sobą rozmawiać. Ostatnio zaczęliśmy się porozumiewać przy pomocy pochodów. W jednym idą "obrońcy fundamentów demokracji", a w drugim zwolennicy "demokratycznie powołanego rządu". Na Facebooku prawie nie ma już dawnych polemik, bo ludzie zamykają się w swoich kręgach i coraz częściej używają funkcji ukrywania postów od znajomych. W ten sposób liczebnie ich nie tracąc, odcinają się od nich. Przestają patrzeć w kierunku innym niż ich interesuje.

Sądzę, że proces wzajemnej izolacji będzie się nasilać. Uczestnicy różnych pochodów coraz mniej chcą się znać. Argumenty strony przeciwnej są dla nich coraz mniej warte rozważenia, jakby z samej zasady swego istnienia skażone nieusuwalnym błędem. Trędowate.

Przypominam sobie rozmowę sprzed pięciu lat z jednym z czołowych publicystów Polityki, który na moją sugestię, że trzeba rozmawiać i starać się wzajemnie poznawać swoje argumenty odparł spokojnie, że nie widzi w tym żadnego sensu, a rozmawiać nie ma z kim. Teraz jego pewność zdaje się udzielać coraz większej liczbie ludzi. Z przerażeniem zauważam i u siebie takie tendencje. Dlatego zdecydowałem się napisać ten tekst.

Skoro nie potrafimy i nie chcemy ze sobą rozmawiać, to jest zapewne między nami jakaś fundamentalna różnica i nie dam się przekonać, że jest to różnica w pojmowaniu roli Trybunału Konstytucyjnego, albo w poglądzie na zasady demokracji, czy na odporność kadłuba samolotowego na zetknięcie z konarem drzewa. Ta różnica musi byc głębsza. Myślimy inaczej i kroczymy w różnych pochodach, bo jesteśmy inni. Jacy? Poniżej przedstawiam trzy osie konfliktu, które uważam za najważniejsze. Zapewne jest ich więcej, ale nie roszczę sobie pretensji do wyczerpania tematu. Chętnie usłyszę tych, którzy mają na ten temat inne zdanie.

Myślę, że zasadniczą osią różnicy jest oczywiście religia i stosunek do niej. Przy czym nie usiłuję powiedzieć, że w jednym marszu idą ateiści, a w drugim przykładni chrześcijanie. W ogóle stosowanie wielkich kwantyfikatorów jest niecelowe i lepiej jest mówić, że jedni "raczej tak", a drudzy "w większości inaczej". W tym przypadku chodzi o ludzi, którzy raczej uważają religię za mniej ważną, oraz o ludzi, którzy w większości widzą w niej zasadniczy punkt odniesienia.

Demonstracja walczących o "fundamenty demokracji" składa się więc z ludzi raczej mniej religijnych. W dużej mierze z przedstawicieli "katolicyzmu bezobjawowego", którzy nie wyciągają z wiary konsekwencji praktycznych, a prof. Chazan jest dla nich uosobieniem zła. Idą w nim także przedstawiciele "katolicyzmu koszyczkowego", którzy zaniesienie w Wielką Sobotę przed kościół koszyczka ze święconką  uznają za jedyną praktykę religijną, której spełnienie wystarcza do tego, aby nazwać się katolikiem. Czy to znaczy, że nie będzie w tym pochodzie ludzi głęboko wierzących? Oczywiście nie. Będą jednak w mniejszości i raczej nie będą chcieli ujawniać swoich przekonań. To ostatnie ze względu na kroczących obok.

Demonstracja zwolenników "demokratycznie powołanego rządu" składa się z ludzi raczej bardziej religijnych, raczej regularnie praktykujących i w sporej mierze starających się żyć według wskazań religii. Przy wszystkich swoich błędach i grzechach uważają oni wiarę za główny życiowy punkt odniesienia. Wielu z nich ma przy tym tendencję do nazbyt manifestacyjnego okazywania swojej wiary, także w sprawach politycznych, czyniąc z niej swego rodzaju protezę zastępującą im poglądy i wiedzę w sprawach szczegółowych. Czy w tym pochodzie nie spotka się ludzi niewierzących i ludzi innych wiar? Oczywiście nie. Będą jednak w mniejszości i raczej nie będą obnosić się ze swoją innością.

Drugą osią jest w moim przekonaniu stosunek do kategorii wstydu w odniesieniu do życia publicznego. Ludzie idący w pierwszym pochodzie lubią tego pojęcia używać i stosować wielkie kwantyfikatory. "Wstydzę się za Polskę". "Przepraszam za Solidarność". "Wstyd mi za Kaczyńskiego". "Co na to powie świat?". "To wstyd przed Europą". To są zdania, które idący w tym pochodzie ludzie wygłaszają, a jeśli nie, to się pod nimi podpisują. Co charakterystyczne, wstyd ma w tym wydaniu zasięg ogólnonarodowy. Użyciu tej kategorii zawsze towarzyszy dychotomia: zbiorowość (Polska, Solidarność, Polacy), która podejmuje godne pożałowania działania przeciwstawiona jest ekspiacyjnie wstydzącej się za nią wąskiej "oświeconej" grupie. Uczestnicy tego pochodu raczej nie widzą niczego zdrożnego w przekazywaniu swoich poglądów na temat "wstydu za kraj" w mediach zagranicznych.

Ludzie z drugiego pochodu, jeśli odwołują się do tej kategorii, a czynią to w odniesieniu do swoich przeciwników, mówią raczej o "żenadzie", o "żenujących sytuacjach". Żenowały ich zachowania prezydenta Komorowskiego z jego słynnym wchodzeniem na krzesło, żenowały zachowania Donalda Tuska jedzącego z ręki Władimirowi Putinowi w Smoleńsku, żenują zachowania posła Niesiołowskiego. Wstyd i "żenada" mają tu raczej charakter indywidualny  i odnoszą się do elit, a nie do zbiorowości. Poza tym ludzie drugiego pochodu zdecydowanie przeciwstawiają się szermowaniu kategorią wstydu w odniesieniu do działań wspólnoty narodowej. Silnie przeciwstawiają się także manifestowaniu "wstydu za Polskę" w mediach zagranicznych.

Wreszcie trzecia oś konfliktu: stosunek do elit. Ludzie idący w pierwszym pochodzie to zwykle członkowie elit. Elit politycznych, finansowych, artystycznych. Elit samozwańczych bądź uznawanych powszechnie, to nieistotne. Jeżeli natomiast nie są oni członkami elit, to albo  pragną nimi zostać, albo są w elity zapatrzeni. Mają tendencję, by uznawać je za jedynych depozytariuszy prawdy i wskazówek dotyczących życia społecznego. Myślą na ogół, że skoro profesorowie, prezesi banków i sędziowie są tam, gdzie są, to najwidoczniej zawdzięczają to wyłącznie swoim wysokim umiejętnościom, talentom i prawości.

Ludzie z drugiego pochodu członkami elit na ogół nie są i generalnie do elit nastawieni są nieufnie lub wrogo. Mają tendencję do odmawiania im legitymacji narodowej i doszukiwania się w mechanizmach wynoszących elity w górę nieuczciwości, manipulacji, kumoterstwa. Nie lubią ulegać wpływom elit z samej tylko racji pozycji zdobytej przez nie w społeczeństwie. Odrzucają zbyt specjalistyczny język i przykładają do wskazań członków elit miarę własnego zdrowego rozsądku. Myślą często, że profesorowie, prezesi banków i sędziowie dochrapali się swych godności w sposób niejasny, w wyniku działania układów i sitw.

Taki  oto krótki inwentarz fundamentalnych różnic między Polakami maszerującymi w różnych pochodach AD 2015 sporządziłem w niedzielę 13. grudnia, w 34. lata po pamiętnej niedzieli, która zapoczątkowała "wojnę Polsko-Jaruzelską". Myślę, że bez przepracowania przez obie strony konfliktu tych trzech dziedzinach nie będzie możliwy żaden sensowny dialog.

Nie lubię stadności myślenia, więc będę przebywał raz po jednej, raz po drugiej stronie barykady.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka